Do ostatniego tekstu ze statystyk dodajemy dziś dokumentację fotograficzną z chilijskiej drogi Carretera Austral. Nagle ze smaganej wiatrem równiny wylądowaliśmy w krainie łagodności. Za sprawą kwitnących łubinów świat wokół przybrał barwę fioletowo-różową. Jednak nie można dać się zwieść idyllicznej scenerii, droga po chilijskiej stronie Andów to nie bajka.
Rozpoczęło się ostro – szutrowa droga na niektórych odcinkach bywa uciążliwa w podróży. Wśród podróżników rowerowych posiada przydomek „Kruszarki bagażników”. Ponoć w miejscowości na południu – Villa O’Higgins ścianę jednego z hosteli zdobi kilka połamanych sztuk. Dla nas droga okazała się łaskawa (nie licząc wielkiego luzu tylnej piasty, podziurawionych sakw i ubrań oraz uszkodzonego widelca, który pospawaliśmy już w argentyńskim Bariloche).
Teren stał się zdecydowanie bardziej górzysty w stosunku do argentyńskiej części Patagonii.
Panujący tu klimat jest dosyć surowy z dużymi wahaniami temperatur (22 grudnia od -2 do +30) i dużą wilgotnością (98%).
A to kolejny typowy patagoński obrazek, czyli asado – pasja narodowa Argentyny i Chile podobna do polskiego grillowania. Tylko tutaj kawałki mięsa są nieco większe
Krajobrazy wydawały się czasem aż do przesady bajkowe – niemal kiczowate
Góry pełne fioletowych łubinów są jednym z najpiękniejszych miejsc przez jakie mieliśmy dotąd okazję podróżować
Nasza Wigilia. W ramach prezentu pod choinkę zafundowaliśmy sobie „luksusowy” nocleg w pensjonacie. Mieliśmy go wyłącznie dla siebie, odwiedziły nas tylko koty
Nasze 12 potraw było ściśle zależne od posiadanych możliwości i zaopatrzenia sklepu na stacji benzynowej. W roli karpia – tuńczyk, uszek – ravioli, a barszczu – czerwone wino. A do dopełnienia wieczerzy – jajka z awokado. Połączenie to nie okazało się zbyt szczęśliwe. Uczta przerosła możliwości naszych żołądków, więc choć jednej wigilijnej tradycji stało się zadość. Tuńczyka nie zjedliśmy – jedzie z nami od Puerto Natales w okolicach Torres Del Paine – ciekawe czy dowieziemy go do Panamy…
Sylwester pod rozgwieżdżonym niebem i ognisku z kiełbaskami (no z jedną)
Nie udało się uniknąć jazdy w deszczu. Na szczęście na nocleg schroniliśmy się w Casa de Cyclistass w Villi Maninhuales, czyli sali udostępnianej za darmo rowerzystom przez Jorge i jego rodzinę. Trafia tu niemal każdy cyklista przemierzający Carretera Austral
P.S. Wszystkim Agnieszkom życzymy dziś minimum tyle kwiatów co na zdjęciu:
ale roślinki!
świetne
acha . .fotki troche ciemne jak dla mojego maczka :-)
trzymajcie się
szczęśliwej podróży!!
w ramach barszczu czerwone wino … lubię to :-)
R
Zdjecia jak zwykle git! milego dalszego pedalowania i czekamy na wiecej!
Ale bym miała bukietów :) hihi Pięknie zdjęcia. Jeszcze raz najlepsze życzenia dla Agi :*
Droga Aguś najlepsze życzenia imieninowe przesyła ci wierna kumpela. Śledzę wasze etapy podróży i trochę zazdroszczę. Życzę wam ciekawych spotkań z ludźmi i jeszcze więcej „kiczowatych” widoczków. Trzymajcie się ciepło i szerokich dróg! Zuzia
Super!!!!
Pozdro z Bariloche
Magda
hola Ines, soy Nolvia los auxiliamos en la camioneta roja , ¿te acordas? los llevamos hasta Malargue, Mendoza. saludos de mi familia. mi facebook es NOLVIA ALVARADO, ahi hay una foto de uds.