Ushuaia – El Calafate 1/11/2011 – 30/11/2011
Kolejny miesiąc w podróży, kolejne statystyki. W listopadzie udało przesunąć się trochę na północ. Po drodze pochodziliśmy trochę po górach w Parku Narodowym Tierra del Fuego i w Torres del Paine. Na Ziemi Ognistej szczyty nie przekraczały 1000 m n.p.m., ale wspinaczka na wierzchołek jest porównywalna z najbardziej eksponowanymi trasami w Tatrach. W Torres del Paine szczyty oglądaliśmy z dołu, ale podejścia były. Ale o tym w osobnym wpisie: W w Torres del Paine Powoli uczymy się czym naprawdę jest wiatr w Patagonii. Nasze dzienne osiągi niemal zupełnie zależą od tego czy i w którą stronę wieje. Oczywiście każdemu spotkanemu rowerzyście wieje w twarz, ale tak naprawdę najczęstszy kierunek to N, NW, a my przecież właśnie przebijamy się na północ… Staraliśmy się nie jechać mniej niż 60 km dziennie, co wiązało się z wydłużonym czasem jazdy, czasem ponad 10 godzin. Ale był też dzień kiedy musieliśmy po prostu zrezygnować z jazdy. Wiatr na starcie dosłownie zmiótł nas z drogi. Prowadząc rower (nie dało się jechać) mogliśmy się dopchać jakieś 20 km dalej, ale stwierdziliśmy, że szkoda energii. Następnego dnia wyruszyliśmy przed świtem, bo wtedy mniej wiało i w rekordowym tempie przebyliśmy ostatnie 90 km dzielące nas od El Calafate. Na miejscu byliśmy już o 11!
W czasie wszystkich godzin spędzonych na siodełku walcząc z naporem powietrza nasze przemyślenia także dominował wiatr. Skąd się bierze? Od czego zależy czy jest silny, czy słaby. Ogólnie wychodziło z tego, że wiatr to chyba najgorsza przeszkoda dla rowerzysty. Kiedy pedałuje się pod górę, to chociaż można ocenić jak długo to będzie trwało i ma się coś w rodzaju gwarancji, że wysiłek się zwróci na zjeździe. Z wiatrem tak nie jest. Męczysz się nie wiedząc czy jego siła będzie wzrastać, czy słabnąć i jest to wysiłek „na marne” bo nie ma żadnej pewności, że po dniu z wiatrem w twarz będzie dzień z wiatrem w plecy. Są niby pewne reguły, czyli wiatr jest słabszy w nocy i nad ranem oraz w zimie, wieje głównie z określonych kierunków. Ale wiatr nic sobie z tego nie robi, może dla niego to tylko wskazówki, a nie zasady?
Patagonia to prawdziwa Mekka podróżników rowerowych. Dotąd wypatrywaliśmy oczy w poszukiwaniu towarzyszy (nie)doli, a tu nagle w ciągu kilku dni całe zatrzęsienie. Wszyscy z Europy. Ponoć rowerzyści z Polski to rzadkość, więc dodaliśmy sobie +5 do zajebistości. Tylko nasza biało-czerwona flagiewka już mocno styrana, a gdzie by tu zakupić nową? Może przerobimy sobie flagę chilijską. Każdy rowerzysta ma swój styl jazdy, inny sprzęt. Przy spotkaniu zawsze następują oględziny i dyskusja co lepsze, co gorsze. Głównie celuje w tym Mateusz, który ma e-sondę na sprzęt i generalne skrzywienie sprzętowe. Każdy narzeka na wiatr. Miło jest tak ponarzekać z kimś i wiedzieć, że nie tylko Ty poruszasz się w żółwim tempie. Wielu rowerzystów przemierzających Patagonię to już starsze osoby. Wielki szacunek dla nich. Chociaż jedno spotkanie z rowerowym seniorem było bardzo dziwne. Był Francuzem i ani nie spikał po ingliszu,
ani nie ablał specjalnie po kasteźjańsku, więc możliwości komunikacyjne były mocno ograniczone. Jednak nie tłumaczy to do końca, tego że śledził w milczeniu każdy nasz ruch (spaliśmy pod jednym dachem z blachy falistej), czasem z dość bliskiej odległości… baliśmy się, że w nocy będzie nam zaglądał do namiotu. Na szczęście tak daleko się nie posunął. Pewnie tych rowerowych spotkań będzie coraz więcej, bo zapuszczamy się w serce Patagonii.
Liczba dni na rowerze – 10
Ilość km przejechanych – 738 km (łącznie 3127km)
Ilość km przechodzonych (bez roweru) – 150 km
Najdłuższy odcinek dzienny – 110 km
Ilość dni 100km+ – 1
Ilość dziur w dętkach – 0 (łącznie 2 A, 1 M)
Liczba noclegów na łóżku – 9
Liczba noclegów w koi – 5
Liczba noclegów pod namiotem- 15
Liczba spotkanych podróżników rowerowych – 12 ( 1 Czechy, 3 Francja, 1 Holandia, 2 Portugalia, 2 Szwajcaria, 1 Niemcy, 1 Hiszpania, 1 Wielka Brytania)
Liczba zjedzonych czekolad – 28
Najwyższa cena za puszkę Coca-Coli – ok. 20 zł
Najdłuższy okres bez prysznica – 3 dni
Maksymalna prędkość wiatru –86 km/h (oczywiście w twarz)
Słówko miesiąca – paquete (paczka) – dokładnie miesiąc czekaliśmy na paczkę wysłaną do nas z Irlandii przez firmę MSR zawierającą zapasowe części do naszego namiotu. Po licznych perturbacjach dotarła do nas właśnie dziś.